SEZON 2018/2019
Amerykański sen
Po raz pierwszy od trzech lat w zespole pojawili się obcokrajowcy. Sygnał był jasny - celem powrót po latach do strefy medalowej mistrzostw Polski. Szeregi Asseco Arki zasiliły prawdziwe gwiazdy. W Gdyni pojawił się choćby Josh Bostic, którego marka znana była w Europie, czy James Florence - znakomity rozgrywający, który w Polsce rozsławił się występami w Stelmecie Zielona Góra. Amerykańską kolonię w Gdyni uzupełnił skrzydłowy Marcus Ginyard i środkowy Robert Upshaw.
Już nikogo nie mogły zadowolić tylko playoffy. Mówiło się o medalu, choć w kuluarowych rozmowach koszykarze unikali tego stwierdzenia. To wynik dwóch poprzednich lat, w których Asseco Arka było zazwyczaj tłem dla reszty stawki. Brakowało jasnych i odważnych deklaracji. Z czasem wyszło to jednak na dobre - koszykarze Przemysława Frasunkiewicza z tygodnia na tydzień robili swoje, pozostawiając w tyle inne zespoły Energa Basket Ligi. Prym wiódł duet Bostic-Florence, którzy rzucali, jak maszyny. Znakiem firmowym stały się rzuty z okolic nawet koła środkowego tego drugiego. Bostic z kolei był nie tylko świetnym strzelcem, ale też genialnym obrońcą, przykładem, jak należy walczyć w destrukcji. Pikanterii tej mieszance dodawał jeszcze niezniszczalny kapitan Krzysztof Szubarga. Gdynianie fazę zasadniczą zakończyli z bilansem 25-5, notując 12 kolejnych wygranych i stając się pretendentem do gry w finale.
Warto pamiętać, że w tym samym czasie ekipa Frasunkiewicza przecierała się na międzynarodowych parkietach - klub dostał bowiem zaproszenie do rozgrywek 7DAYS EuroCup. Z dziesięciu meczów żółto-niebiescy wygrali tylko jeden (przed własną publicznością z francuskim Limoges). Wiadome było jednak, że to czas zbierania doświadczeń, które zaprocentować miało w kraju.
Zaskoczeniem jednak było to, że rozstawiona z jedynką Asseco Arka miała ogromne trudności już w ćwierćfinale. Po dwóch łatwych wygranych w Gdyni z Legią Warszawa, w stolicy, dość sensacyjnie, w obu meczach triumfowali gospodarze. Piąty mecz to pokaz znakomitej gry rozwścieczonych gdynian, którzy zameldowali się w najlepszej czwórce. Tam ręce zacierał sobie aktualny mistrz kraju Anwil Włocławek. Po dwóch triumfach w Gdyni miejscowych, wymarzony powrót do finału wydawał się kwestią formalną. Wielkie odrodzenie włocławian sprawiło, że Asseco Arka musiała zadowolić się grą o brąz. Wówczas tylko o brąz.
Finał pocieszenia to dwumecz ze Stelmetem Enea BC Zielona Góra. Gdynianie przetrzebieni kontuzjami wyglądali na zmęczonych i zrezygnowanych po półfinałowym boju. Dobitnie pokazał to pierwszy mecz. Przegrana 77:95 sprawiła, że zielonogórzanie medale praktycznie mieli już na szyjach. Duch walki nie pozwolił jednak zrezygnować. Gdyńską drużynę w rewanżu do niemożliwego poprowadził Krzysztof Szubarga. Asseco Arka, mimo niedyspozycji w najważniejszym meczu Josha Bostica, wygrała ze Stelmetem 105:80, a symbolem tego zwycięstwa była heroiczna akcja kapitana, który rzucił się po piłkę na parkiet, wyrywając ją z rąk rywali. Po meczu polały się łzy... i szampan. Mamy to! Asseco Arka powróciła na ligowe podium po siedmiu latach.