SEZON 2005/2006
Krajowy hegemon
Ten sezon zaczął się od szlagierów z Anwilem i Śląskiem - obu wygranych. Błyskawicznie wiadome stało się, że i tym razem sopocianie będą niebywale mocni. Kiedy przegrali na własnym parkiecie z Turowem Zgorzelec, trudno było znaleźć niezszokowanego tym faktem kibica. Wszystko dlatego, ze Prokom ostatni raz w swojej hali - w rozgrywkach regularnych - przegrał w sezonie 2000/01, a więc pięć lat wcześniej. Do playoffów żółto-czarni awansowali jednak w cuglach.
Prowadzeni przez Gorana Jagodnika i Tomasa Pacesasa błyskawicznie zameldowali się finale. A tam… ponownie Anwil. Był to piąty rok z rzędu, gdy w playoffach przyszło się mierzyć z włocławianami (do tamtej chwili miało to miejsce po dwa razy w finale i półfinale). Tym razem finał był najmniej emocjonującym od lat - Prokom wygrał 4-1. Anwilowi udało się uszczknąć jedynie drugi mecz w Sopocie. Złote medale po raz pierwszy w historii sopocianie odbierali w swojej hali.
Po przejmowaniu coraz większej dominacji w kraju, oczy kibiców coraz częściej zwracane były więc na europejskie parkiety. Drugi rok przygody z Euroligą nie był już jednak tak udany, jak debiutancki. Choć z ośmiozespołowej grupy do dalszej fazy awansowało aż sześć ekip, Prokom wśród nich się nie znalazł. Gorsi w grupie od sopocian byli jedynie koszykarze Armani Jeans Milano. Dało się wówczas słyszeć nieśmiałe jęki zawodu.